Bajka o chorej mamie

Bajka terapeutyczna dla dziecka, którego mama choruje na depresję. 

Postaci w bajce są elementami świata stworzonego w zabawie przez dziecko podczas konsultacji psychologicznych, konstelacja rodzinna bohatera odnosi się do struktury rodziny dziecka.


Lisek i Nowa Sowa

 W dużym lesie rosło piękne, wysokie drzewo z igiełkami. Być może była to sosna. Miało wysoki brązowy pień z dwoma dziuplami, rozłożyste gałęzie i przytulną jamę wykopaną u jego stóp. W jamie mieszkał mały Lisek, w dolnej dziupli Nowa Sowa a w górnej Stara Sowa. 

Każdego poranka Lisek biegł na polankę, gdzie spotykał się z innymi zwierzątkami. Najbardziej lubił bawić się z Wilczkiem. Wilki potrafią być groźne, ale najedzony i zadowolony Wilczek nie zagrażał nawet małym myszkom, które zerkały na niego zza traw.

Całkiem miło biegało się także w Królikiem. Królik zwykle biegał zygzakami, tak że jego przyjaciele czasem się dziwili, gdzie ten Królik właściwie jest. Najszybszym biegaczem był Wilczek, za to Lisek miał najpiękniejszy w całym lesie rudy ogon, którego zazdrościły mu wszystkie wiewiórki. Polana była całkiem duża, więc wygodnie się tam biegało. Hasały po niej też jelonki, sarenki i rozbrykane grupki małych dzików, które zostawiały po zabawie błotniste dziury w trawie.

Po zabawie Lisek wracał do swojego drzewa, gdzie czekały na niego Sowy. Pytały go jak minął mu dzień i wspólnie jedli coś dobrego. Pewnego dnia Lisek zauważył, że Nowa Sowa jest jakaś „inna”. Coraz rzadziej wychodziła ze swojej dziupli. Leżała tylko i zerkała jednym okiem na świat widoczny przez otwór w drzewie. Stara Sowa przygotowała Liskowi śniadanie, Nowa Sowa pomachała skrzydłem, gdy biegł na polanę. Lisek zmartwił się nieco, ale pocieszył się, że "przejdzie jej".

Następnego dnia było jeszcze gorzej, kolejnego jeszcze gorzej, aż pewnego poranka Sowa nie pomachała skrzydełkiem z dziupli. Okazało się, że poleciała do specjalnego szpitala dla ptaków, prowadzonego przez jaskółki w koronie odległego klonu.

Lisek poczuł jakąś ciężką kulkę w swoim brzuchu. Było mu smutno i bał się, że Nowa Sowa już nie wróci.

— Będzie dobrze — powiedziała Stara Sowa i Lisek poczuł jak kulka w brzuszku staje się nieco lżejsza.

Lisek pobiegł na polanę. Tego dnia bawił się z Wilczkiem i dzikami w kopanie dołów. Wieczorem zajrzał do dolnej dziupli.

— Hop, hop! Nowa Sowo, gdzie jesteś?

— Nowa Sowa jeszcze nie wróciła. Będzie u jaskółek jeszcze wiele dni.— Z góry dochodził głos Starej Sowy.

Lisek zwiesił smutno głowę.

Dni mijały i mijały. Wyglądały podobnie. Zabawy z przyjaciółmi, jedzenie ze Starą Sową. Słońce było coraz dłużej na niebie a kwiaty były w pełnym rozkwicie. Gdy Lisek wyszedł ze swojej jamy zobaczył, że z góry spoglądają na niego dwie Sowy.

— Wróciłaś!— Lisek nie wiedział czy skakać w górę z radości czy wbiec z powrotem do swojej jamy. Z jednej strony się cieszył, z drugiej, czuł się jakoś dziwnie.

— Jestem— powiedziała Nowa Sowa.

— To będziemy się teraz razem bawić?— powiedział Lisek.

— Spróbujemy.

Lisek wspominał jak godzinami Nowa Sowa frunęła co sił między gałęziami, podczas gdy on mknął ledwo muskając leśne mchy. Tym razem Nowa Sowa przeleciała odległość kilku drzew i zmęczona przysiadła na konarze dębu.

— Nie dam rady.— Lisek usłyszał jej cichy głos.

Gdy kolejnego poranka próbowali bawić się jak kiedyś, Sowa znów szybko zasłabła. Gdy lato rozkwitło w pełni stało się jasne, że Sowa nie jest do końca zdrowa.

Lisek biegł co sił na spotkanie z Wilczkiem. Czuł bicie swojego serca. Bum bum, bum bum, waliło szybciej niż zwykle.

— To nie jest ta sama Sowa! Ciągle nie ma siły, ciągle jest smutna! Woli gapić się w niebo niż bawić ze mną! — wykrzyczał Lisek, gdy tylko dostrzegł w oddali czarną kropkę wilczkowego nosa.

Lisek kopał ziemię, aż jego lewa łapa zaczęła krwawić. Tak właśnie się czuł. Jak jego własna krwawiąca łapa.

— Ale jesteś wściekły!— pokiwał głową Wilczek.

— Jestem! Jak stąd do samego słońca! — Lisek tak mocno drapał pazurkami, że powyrywał trawę z korzeniami. Myszki uciekły do swoich norek. — Najpierw znika na całą wiosnę i zostawia mnie prawie samego. Tak bardzo tęskniłem! Potem wraca i nawet nie chce się ze mną bawić.

— Hmm— zamyślił się Wilczek. — To nie jest jej wina że była chora... Na pewno też chce się z Tobą bawić tylko nie może.

— Tak myślisz? Chce? Nie wierzę! — Lisek kopnął  z rozmachem pień drzewa.  Był zaskoczony, gdy po chwili poczuł  jak złość w jego brzuszku robi się trochę mniejsza. Przy Wilczku zawsze było jakoś „łatwiej”.

Gdy wrócił do jamy, Sowy staranie opatrzyły łapę. Lisek powiedział, że zranił się przez przypadek, wywrócił się o kamień i poleciał w krzaki. Sowy nie pytały więcej.  Czyżby myślały, że jest smutny przez zranioną łapkę?

Tego wieczoru Lisek położył się spać z ciężką głową. Obracał się na wszystkie strony, ale sen nie przychodził. W końcu oczy same mu się zamknęły i zasnął.

Zobaczył na niebie tajemniczy, srebrzysty powóz. "Jaki piękny"— pomyślał. Wsiadł do niego i sunął pośród gwiazd. Świat z tej perspektywy wyglądał zupełnie inaczej.

— Ciekawe, gdzie ten wóz mnie zabierze — rozglądał się Lisek. Wtem zobaczył znajomą twarz. Księżyc! Jego duże, jasne, okrągłe oblicze wyglądało całkiem przyjaźnie. Lisek odważył się zapytać: — Kiedy Nowa Sowa będzie zdrowa? Już niedługo?

— Nowa Sowa jest jeszcze trochę chora. Jest trochę chora a trochę zdrowa.  Nie wiem czy będzie całkiem zdrowa Lisku — odparł Księżyc.

—Jak to! Ale ja chcę żeby była zdrowa! Żeby się ze mną bawiła!

— Wiem Lisku, że bardzo tego chcesz. Niestety nie mogę sprawić, aby Sowa wyzdrowiała już teraz.

— Nie?

—Posłuchaj Lisku. Tak się czasem zdarza, że ludzie i zwierzęta chorują. Nie możesz nic zrobić, by to zmienić.

— To moja wina, że Sowa zachorowała! — niespodziewanie wykrzyknął Lisek, a jego kita z pomarańczowej zmieniła się w czerwoną.

— Oczywiście, że to nie Twoja wina Lisku! — Księżyc stanowcza pokręcił głową, aż cały świat był przez moment krzywo oświetlony.

— Nie moja wina.....— Lisek poczuł się troszkę lżejszy.

— Sowa będzie się z Tobą bawić i opiekować się Tobą. Czasem będzie czuła się gorzej, czasem lepiej. A wiesz co jest najważniejsze?

—Co?

—Najważniejsze jest to, że bardzo Cię kocha.

— Tak. Rzeczywiście mnie kocha.— W serduszku Liska zrobiło się przyjemnie ciepło.

W tym momencie obudził się. Pomyślał, że może czasem będzie beznadziejnie a nawet całkiem do niczego, ale na pewno poczuje jeszcze radość w serduszku.

***

Gdy wyjrzał z jamy okazało się, że na niebie jest już Słońce. Trawa i drzewa były spowite jasnym światłem. Wyszedł, przeciągnął się i spostrzegł wielki wiklinowy kosz. Obok stała   Nowa Sowa w  różowym kapeluszu z kodardą.

— Dziś jest sobota Lisku. Urządzimy sobie piknik! Tylko my dwoje. Cieszysz się?

— Bardzo się cieszę!


 © Milena Ryznar- Żak


Inna przykładowa bajka terapeutyczna mojego autorstwa....